Lider Nowej Prawicy w studiu wyborczym TVN24, komentując na prośbę redaktor Justyny Pochanke wynik wyborczy, otwarcie i szczerze podzię-kował "wszystkim reżimowym mediom". Stwierdził, że to właśnie im – wielkim telewizjom, mediom głównego nurtu – zawdzięcza tak dobry wynik.
I ma rację!
Wczorajsze wybory do europarlamentu w Polsce były pierwszymi tak internetowymi wyborami w historii III Rzeczypospolitej. I nie chodzi wcale o bijące rekordy popularności dziwaczne spoty wyborcze, które pospołu z piękną, słoneczną pogodą w wyborczą niedzielę są odpowiedzialne za niską frekwencję wyborczą. Chodzi o to, że te wybory były pierwszymi, w których ekspozycja medialna w mediach masowych, głównonurtowych nie była najistotniejszym czynnikiem sukcesu wyborczego. Otóż to wirtualne, a dokładnie rzecz biorąc sieciowe struktury partyjne Kongresu Nowej Prawicy, a także niemal powszechny ruch sympatyków-internautów Janusza Korwin-Mikkego były w stanie dać jednoznaczny, silny odpór określonej, w znaczniej mierze nieprzychylnej widoczności medialnej lidera Nowej Prawicy, z którą mieliśmy do czynienia na kanałach telewizji publicznej, TVN-u czy Polsatu.
Janusz Korwin-Mikke jest zwierzęciem medialnym. Bez wątpienia przykuwa uwagę. Nie sposób nudzić się w trakcie jego wypowiedzi. Krytykuje, osądza, oskarża, a nawet obraża. Mówi rzeczy dla większości społeczeństwa – patrząc po wynikach wyborów, mowa w końcu o 7,2 proc. głosów (wynik za Exit polls Ipsos) – niezwykle kontrowersyjne, by nie powiedzieć skrajne. Ostatnie dni, ostatnia prosta należały przecież w mediach głównonurtowych – chodzi przede wszystkim o telewizję – do budzących emocje wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego na temat kobiet, a także dyktatora III Rzeszy Niemieckiej. Powszechne oburzenie wśród dziennikarzy tych telewizji, nieustanne próby deprecjonowania lidera Nowej Prawicy, przypisywanie mu wszelkich możliwych negatywnych cech, próby ośmieszania nie tylko jego, ale i jego ewentualnych wyborców, wreszcie straszenie radykalizmem Janusza Korwin-Mikkego tak naprawdę wywoływało odwrotny skutek. Wzmacniało go. Dlaczego?
Po pierwsze, dlatego że właśnie Ci dziennikarze, których nieprzychylne, nierzadko złośliwe i kąśliwe komentarze na temat Janusza Korwin-Mikkego, widoczne też gołym okiem nietraktowanie go w sposób poważny i równoprawny w programach publicystycznych, tak naprawdę stawały się dla wyborców Nowej Prawicy potwierdzeniem tych wszystkich tez i diagnoz, jakie lider KNP stawiał teraz podczas kampanii i przez ostatnie dwadzieścia pięć lat III Rzeczpospolitej. Ponadto wyborcy i sympatycy Korwin-Mikkego nie siedzą przed telewizorami, nie oglądają kanałów informacyjnych, stronią również od programów publicystycznych. Często nie mają telewizorów. Po prostu Internet jest dla nich naturalnym środowiskiem czerpania informacji, poznawania opinii czy też zajmowania własnego stanowiska. Nie gdzie indziej, jak w mediach społecznościowych. A tam dominują zdyscyplinowani, zaangażowani zwolennicy Janusza Korwin-Mikkego. Kiedy tylko lider KNP wychodził ze studia jakiejkolwiek telewizji, gdy dziennikarze emitowali setki z jego udziałem - nierzadko okraszone iście stronniczym komentarzem, na portalach społecznościowych wrzało, kanały wideo zapełniały się fragmentami tych programów oraz komentarzami, piętnującymi warsztat czy też nieuczciwość – zdaniem danego internauty-sympatyka KNP – dziennikarzy tzw. telewizji reżimowych, jak lubią o nich pisać i mówić wyborcy Janusza Korwin-Mikkego.
I teraz, jeśli uświadomimy sobie, że większość młodego elektoratu – zakładając między 18 a 30 rokiem życia – nie ma sił, chęci ani ochoty, by śledzić programy telewizyjne wielkich stacji w trybie ramówkowym – w trybie push – a są zainteresowani tylko i wyłącznie odbieraniem przekazów medialnych w trybie pull – czyli na żądanie – to nagle dostrzeżemy, iż to, co oburza dziennikarzy głównonurtowych, czym starszą widownie stacji telewizyjnych, w ogóle nie trafia do młodych wyborców, którzy wcale nie muszą być antysystemowi par excellance. Po prostu są oni w znacznie mniejszym stopniu podatni na tego typu przekazy. Są wolni od silnych uprzedzeń, które w ostatnich tygodniach kampanii – kiedy tylko KNP zaczęło przekraczać w sondażach próg wyborczy – wielokrotnie serwowały widzom głównonurtowe media. Internauci trafiają oczywiście na odnośne fragmenty kontrowersyjnych programów telewizyjnych z udziałem Janusza Korwin-Mikkego, jednak oni oglądają je w innym entourage, w towarzystwie rozlicznych komentarzy, alternatywnych spojrzeń, przeróbek, brikolaży internetowych czy też demaskatorskich analiz sympatyków KNP, właśnie w Internecie. Dlatego też impakt oburzenia rodem z mediów głównonurtowych niemal w ogóle nie rozchodzi się – a na pewno nie w takiej skali, nie tak szeroko i nie do tych samych audytoriów – jak w przypadku mediów masowych, wielkich telewizji. To zjawisko powoduje, iż tak naprawdę Internet dał zwycięstwo Januszowi Korwin-Mikkemu. Oczywiście nie bez znaczenia jest jego wyrazistość, jednoznaczność, by nie powiedzieć wiarygodność, która jednak zbudowana jest na niejenokrotnie wytykanych mu porażkach wyborczych, ale wsparta brakiem aliansu z żadną wielką partą obecną na polskiej scenie politycznej po 1989 roku. W tym sensie Korwin-Mikke jest po prostu autentyczny dla wielu wyborców. Od lat, wręcz od dekad – przecież lider KNP ma 72 lata – głosi to samo, w takie samej formie, z taką samą żarliwością. To może imponować.
Wreszcie jeszcze trzecia rzecz. Ogromnym problem partii Janusza Korwin-Mikkego było to, że ich elektorat był raczej teoretyczny, deklarowany, by nie powiedzieć przewrotny. Oczywiście większa część tego potencjalnego elektoratu po prostu pozostawało w domu, właśnie przed komputerem. Nie chodziła na wybory. Dlatego też silna krytyka Janusza Korwin-Mikkego, która przetoczyła się przez media głównonurtowe w ostatnich dniach kampanii wyborczej w różnych programach telewizyjnych, ustami wielu dziennikarzy, publicystów i polityków, często bez udziału samego zainteresowanego, wywołała ogromny opór wśród zwolenników KNP. Widać to było bardzo dobrze w Internecie. Ponadto nieustanne spotkania z sympatykami w wielu miejscach Polski, ciągle mobilizowanie swojego internetowego, wirtualnego elektoratu do pójścia na wybory. I do dało efekt. Można powiedzieć – za Januszem Korwin-Mikkem – to media głównego nurtu wyciągnęły z domów wyborców Korwina. Tych, którzy – na ogół zniechęceni kondycją polskiej sceny politycznej - nie wiązali z nią żadnych nadziei. Może i zgadzali się z liderem KNP, chcieli wierzyć, że liberalne rozwiązania gospodarcze są w zasięgu, jednak bardzo szybko uświadamiali sobie, że jest ich za mało, za mało mają głosów.
Oczywiście jakaś część elektoratu obecnego KNP to bardzo młodzi wyborcy. Ci, którzy po raz pierwszy głosowali. To zatem również Ci, którzy jeszcze nigdy nie pracowali. Ci, których rachunki płacą rodzice. Przed nimi jeszcze bardzo wiele życiowych decyzji. Oni mogli zagłosować na Korwina z różnych względów, wcale nie ze względu na jego program, elokwencję, oczytanie i zacięcie publicystyczne, którego nie można mu odmówić, jak zawsze zwracał na to uwagę jego przyjaciel śp. Stefan Kisielewski. Jakie mieli motywacje? Pewnie różne. „Będzie ciekawie”. „Zobaczymy co się stanie”. W tym pokoleniu przyznanie się do głosowania na Korwin-Mikkego nie musi być niczym wstydliwym. Nie narażają się na ewentualny ostracyzm, na który dziennikarze i media głównonurtowe skazywały w ostatnich dniach kampanii wyborców KNP oraz tych, którzy choćby przez chwile mogliby pomyśleć o programie Nowej Prawicy i wyborze ugrupowania Janusza Korwin-Mikkego.
W tym też względzie bardzo wątpliwym jest fakt, iż wyborcy KNP to wyborcy Janusza Palikota. To po prostu niemożliwe. A sądzenie, że tak mogłoby być jest po prostu nierozsądne i zwyczajnie może obrażać wyborców zarówno jednej, jak i drugiej partii. Wielu komentatorów i publicystów, a także polityków gotowych jest roztaczać takie teorie tylko i wyłącznie na podstawie jednego, wspólnego i nie do końca klarownego mianownika. Mowa o antyestablishmentowości. Jeśliby wziąć tę perspektywę na poważnie, to trzeba byłoby dokładnie zastanowić się, na czym polegałaby antysystemowość Janusza Palikota i jego Ruchu? Przecież nie na negowaniu instytucji państwa. Polegała przede wszystkim na łamaniu tabu. Na stawianiu głośno antyklerykalnych tez i żądań, które jeszcze nigdy nie były eksponowane przez partie polityczne. Takim symbolem jest inicjatywa Wolne Konopie. Tylko na tym polegała antysystemowość, antyestablishmentowość Palikota.
W przypadku KNP mamy do czynienia z bardziej zasadniczą wizją antysytemowości - na wielu płaszczyznach, w różnych aspektach. Od negowania kwestii wspierania bezrobotnych, przez poddawanie w wątpliwość istoty ustroju demokratycznego. To są dwie różne grupy wyborców, które po prostu przez ostatnie lata w ogóle nie głosowały. Tak jak podczas ostatnich wyborów parlamentarnych do urn poszli zwolennicy światopoglądowi Ruchu Palikota – dzisiaj Twojego Ruchu – tak przy tych wyborach to ukryty elektorat Janusza Korwin-Mikkego zdecydował się pójść na wybory, równolegle pokazując czerwoną kartkę wszystkim innym partiom.
I co najistotniejsze. To wyborcy z Internetu, sprzed komputera, a nie sprzed telewizora. To Ci, którym ostracyzm i stygmatyzacja Janusza Korwin-Mikkego rodem z programów wielkich telewizji niestraszna. Dlaczego? Dlatego, że w Internecie to oni mają swój głos. To oni czują się „jak u siebie” i dzięki sieci mają swoją przestrzeń wyrażania określonych poglądów, a także uwag na temat obecnego systemu politycznego i medialnego. Dlatego też zdaje się, że po tych wyborach już już nic nie będzie takie same. Największym zwycięzcą tych wyborów jest bowiem Internet. A przez to każdy z nas, internautów. Największymi zaś przegranymi są tzw. stare media, media głównonurtowe, w szczególności telewizje oraz dziennikarze, którym pod kątem warsztatowym i merytorycznym w tej kampanii wyborczej naprawdę można było zarzucić bardzo wiele. Stronniczość oraz paternalistyczne traktowanie swoich odbiorców jest tak naprawdę gwoździem do trumny mediów mainstreamowych. Oby to wreszcie zrozumiały. W innym wypadku wyginą jak dinozaury. To właśnie pokazały wybory do europarlamentu 2014.