Początki "starej-nowej" dyscypliny – nauk o mediach

adamowski janusz


Wywiad dr. Tomasza Gackowskiego z prof. Januszem W. Adamowskim – dziekanem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, przeprowadzony dla wortalu medioznawca.com.

Tomasz Gackowski: Panie Dziekanie, dlaczego Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego akurat w sierpniu 2011 roku zgodziło się uwzględnić w dokumentacji ministerialnej stan badań nad mediami, wpisać do niej "starą-nową" dyscyplinę, jaką jest medioznawstwo (prasoznawstwo), budujące swój dorobek od dekad, pod nazwą "nauki o mediach" w obszarze nauk społecznych?

Janusz W. Adamowski: To jest niewątpliwie zasługa Pani minister Kudryckiej, że zgodziła się wysłuchać naszych argumentów, naszych próśb, i włączyła nauki o mediach do oficjalnego spisu dyscyplin naukowych. Znaleźliśmy się tam w dobrym towarzystwie, bo przecież tą decyzją parę innych jeszcze dyscyplin zostało "powołanych" do życia. Pani minister Kudrycka uwzględniła tym samym nasze argumenty mówiące o tym, iż nieformalnie nauki o mediach istnieją już od wielu lat. Warto pamiętać, że taka dyscyplina jak prasoznawstwo ma swoje tradycje jeszcze w XIX wieku.

T.G.: W Polsce zwłaszcza Mieczysław Kafel z UW, Irena Tetelowska z UJ w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku kładli fundamenty pod współczesne medioznawstwo.

J.W.A.: A wcześniej, bo już w XIX wieku, Bolesław Prus, który był de facto prasoznawcą. Sądzę więc, że główna zasługa i podziękowania zawsze kieruję w stronę Pani minister. Niemniej my – jako środowisko medioznawców – zabiegaliśmy o to od lat i staraliśmy się przekonać decydentów o potrzebie stworzenia formalnego stanu prawnego.

T.G.: A dlaczego taka nazwa dyscypliny – "nauki o mediach" – w liczbie mnogiej? Na świecie nazywane są ang. media studies, niem. medienwissenschaft. W Polsce od lat mówi się o medioznawstwie, wcześniej właśnie prasoznawstwie. Czemu akurat w liczbie mnogiej – nauki o mediach? Czy to była propozycja Pani minister?

J.W.A.: Nie, to była nasza propozycja, bo chcieliśmy uwzględnić różnorodność tej nowej dyscypliny, która składa się przecież z wielu subdyscyplin. Na tę dyscyplinę składają się zarówno nauki tradycyjne, z tym że funkcjonujące w odniesieniu do mediów masowych, jak i te nowe. Postanowiliśmy, że uwzględnimy tę różnorodność, tę wielobarwność nowej-starej dyscypliny – to nie będzie "nauka o mediach", tylko to będą "nauki o mediach". Myślę, że jest to nazwa adekwatna, zgodna z rzeczywistością naukowo-badawczą. Przypomnę, że media studies to są także studia nad mediami zapisane właśnie w liczbie mnogiej.

T.G.: Panie Dziekanie, a co według Pana – jako wieloletniego badacza mediów masowych, który zresztą po raz pierwszy w historii tej dyscypliny wypromował 1 lipca 2013 roku pierwszego doktora z zakresu nauk o mediach – Tomasza Fraszczyka – powinno być jej istotą? Wokół czego te nauki powinny się ogniskować?

J.W.A.: Moim zdaniem takim właśnie punktem odniesienia powinny być środki społecznego przekazu, środki masowego przekazu, ale rozumiane szeroko – i tradycyjne, i nowe. Boli mnie ciągle jeszcze to, że inna dyscyplina zawłaszczyła sobie komunikację społeczną. Uważam to za pewnego rodzaju nadużycie twórców dyscypliny "nauki o poznaniu i komunikacji społecznej". Sądzę oczywiście, że "nauki o poznaniu" winny pozostać w ministerialnym rejestrze, jednak drugi człon – "komunikacja społeczna" – bardziej przynależy do nauk o mediach.

T.G.: Chciałem zadać właśnie o to pytanie, czy w pomysłach, projektach, kierowanych do Pani minister, również pojawiało się pojęcie komunikowania, komunikacji jako takiej?

J.W.A.: Wtedy bardzo ostrożnie staraliśmy się działać, żeby nie utopić dziecka, które przecież formalnie się dopiero rodziło, więc nie warto było wchodzić na wojenną ścieżkę, bo to mogło zahamować sam proces. Natomiast generalnie ciągle uważam, że szeroko rozumiana komunikacja społeczna przynależy akurat do dyscypliny nauk o mediach, bo te dwa obszary przecież są ze sobą nierozłącznie powiązane. To jest dla mnie oczywiste.

T.G.: Warto więc pytać o to, w którą stronę powinniśmy, jako środowisko, podążać? Dorobek polskiego medioznawstwa (prasoznawstwa) jest przecież okrzepły, wieloletni...

J.W.A.: Tak i bez wątpienia będzie narastał lawinowo.

T.G.: Czy będziemy, Panie Dziekanie, zabiegać o dodanie rzeczonego pojęcia "komunikacji społecznej" do nazwy naszej dyscypliny, tak bardzo przynależnego przecież do medioznawstwa, czy też może po prostu będziemy próbowali kiedyś zmieniać ministerialną nazwę "starej-młodej" dyscypliny? A może nie ma to większego sensu i lepiej skupić się w znacznej mierze na interpretacji tożsamość naszej dyscypliny – wytyczać jej zakresy i obszary, idąc poniekąd w poprzek wspomnianym nazwom?

J.W.A.: Na pewno trzeba będzie wrócić do tej sprawy, nie możemy tej kwestii – moim zdaniem niesłychanie istotnej – pewnego rodzaju zawłaszczenia pozostawić. Podkreślę: nieuprawnionego zawłaszczenia. Zapewne kiedyś wrócimy do tej sprawy i mam nadzieję, że merytoryczne argumenty w tym wypadku zwyciężą.

T.G.: Wydaje się, że istotny jest przede wszystkim dorobek dyscypliny, który w przypadku medioznawstwa nie pozostawia złudzeń.

J.W.A.: Trzeba jednak podkreślić, że nikt nie chce tutaj niczego siłowo załatwiać, dość jest innych problemów i dość innych sporów. Niewątpliwie jednak ta sfera badań, przecież niezwykle istotna, powinna wrócić do dyscypliny "nauk o mediach", bo jest jej integralną częścią.

T.G.: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Warszawa, 4 lipca 2013 roku