Żółte dziennikarstwo, strzelanie gnojem i inwektywy, czyli narodziny prasy brukowej w Stanach Zjednoczonych

Źródło: en.wikipedia.orgTabloidyzacja oznacza między innymi trywializację, obniżenie poziomu dziennikarstwa i eksponowanie sensacji. Niestety tego typu prasa ma najwięcej czytelników. Popularne „bulwarówki” narodziły się wraz z przemianami społecznymi związanymi z rewolucją przemysłową.

Prasa tabloidowa zaczęła powstawać w połowie XIX wieku. Gazety zaniżały swój poziom, tak aby odpowiadać żądaniom nowego, masowego odbiorcy, czyli klasy robotniczej. W Europie zmiany dokonały się najszybciej. Ich prekursorem był paryski „Le Figaro”. W Stanach Zjednoczonych rozkwit tabloidów nastąpił ok. 30 lat później. Jednak okoliczności były znacznie bardziej spektakularne.

15 lutego 1898 roku u wybrzeży Hawany zatonął Okręt US Navy USS Maine. Katastrofę spowodował silny wybuch, który przełamał konstrukcję na pół. Zginęło 266 marynarzy spośród 355. Od czasu wojny secesyjnej armia USA nie doświadczyła tak krwawego zdarzenia.  Amerykańskie społeczeństwo było w szoku. Zatonięcie USS Maine stało się punktem zapalnym konfliktu, który rozwijał się od kilku lat. USA chciało poszerzyć obszar swoich wpływów w Ameryce Środkowej kosztem wycofujących się Hiszpanów. Po dwóch miesiącach debaty Prezydent McKinley ugiął się przed żądaniami Demokratów, prasy i dużej części społeczeństwa. USA wysłało swoje wojska na Kubę, a Hiszpania wypowiedziała wojnę.

Zamieszanie związane katastrofą „Maine” rozwijało się w najgorętszym okresie „walki nakładowej” między Pulitzerem a Hearstem – dwoma najbardziej wpływowymi potentatami  prasowymi ówczesnej Ameryki. To oni stoją za umasowieniem prasy na ogromną skalę. Joseph Pulitzer już w latach 80 XIX w. wprowadził zmiany formalne i treściowe, które do dzisiaj są stosowane w tabloidach. Postawił na ilustracje, sensacje i ostry język. Dziennikarze pracujący w jego redakcji opisywali skandale obyczajowe i tropili przypadki korupcji. W pismach wydawanych przez Pulitzera znalazły się sekcje znane nam także ze współczesnych „brukowców” i prasy kolorowej, np. konkursy, plotki i komiksy. Okazało się, że to ten ostatni element stał się symbolem tego rodzaju prasy. Komiks  „The Yellow Kid” był najchętniej czytaną (a raczej oglądaną) częścią gazety. To właśnie od tych historyjek obrazkowych wywodzi się nazwa całego segmentu prasy, tj. yellow press. Wykorzystanie krzykliwego żółtego koloru było znakiem rozpoznawczym ówczesnych tabloidów. „The New York World” zwiększyło swój nakład z 20 tys. do 250 tys. egzemplarzy. Sukces Pulitzera dostrzegł Hearst, który zainwestował w media kilka lat po nim. W 1895 roku wykupił gazetę „The New York Morning Journal” i wprowadził w niej zmiany na wzór „Worlda”. W krótkim czasie zwiększył nakład swojego dziennika do 150 tys. egzemplarzy.

Tworząc swoje pismo, Hearst podkupywał pracowników Pulitzera oferując im trzykrotnie wyższe zarobki. Niektórzy zmieniali redakcję, ale byli też tacy, którym wydawca płacił wyłącznie za szpiegowanie swojego konkurenta. W pewnym momencie do „Journala” przeszedł  Richard Outcault, twórca „The Yellow Kid”. Konflikt między wydawcami się zaostrzał, obaj obniżali poziom pisma, aby zyskiwać kolejnych czytelników. Szczególną pozycję w obu redakcjach zyskali dziennikarze, którzy tropili skandale z udziałem ówczesnych celebrytów (rola podobna do współczesnych portali plotkarskich). Theodore Roosvelt nazwał ich „muckrakers”, czyli dosłownie „strzelający gnojem”. Ta pomysłowa przenośnia w pełni oddaje stosunek części elit do tego typu praktyk. Większość materiałów dziennikarskich była wyssana z palca, jednak kilka z nich nagłośniło afery korupcyjne. W ten sposób narodziło się dziennikarstwo śledcze, a prasa zaczęła spełniać jedną ze swych podstawowych funkcji. Stała się kontrolerem klasy politycznej.

Obaj prasowi potentaci wykorzystali z premedytacją słabość społeczeństwa amerykańskiego końca XIX wieku. Coraz więcej osób było stać na prasę codzienną i choć postępowała alfabetyzacja społeczeństwa, poziom wykształcenia był nadal bardzo niski. Stosunek Pulitzera i Hearsta do swoich czytelników świetnie pokazują ich własne słowa. Jak podaje Zygmunt Bajka, właściciel „Worlda” nakazał swoim dziennikarzom: Pisz tak, aby zrozumiała Cię twoja służąca, natomiast wydawca „Journala” tak określił odbiorcę swoich gazet: Człowiek ciemny, prymitywny, którego myślą i działaniem kierowały emocje, człowiek nie mogący się już zorientować w wielkim świecie.

Obaj wydawcy byli aktywni politycznie, zasiadali w Kongresie USA z ramienia Partii Demokratycznej. William Hearst został także burmistrzem Nowego Jorku. Nie może dziwić fakt, że zaangażowanie polityczne właścicieli było widoczne na łamach ich gazet. Dziennikarze „Worlda” i „Journala” zabierali głos w najważniejszych sprawach dotyczących polityki państwa i prezentowali subiektywne opinie na ich temat. W obu redakcjach funkcjonowała cenzura wewnętrzna. W ostatniej dekadzie XIX wieku tematem rozbudzającym emocje Amerykanów był potencjalny konflikt z Hiszpanią.

Na Kubie trwało powstanie przeciwko kolonistom, część opinii publicznej domagała się interwencji wojsk USA. W celu „zabezpieczenia niepodległości” Kuby. Ten pogląd lansowały pisma należące do Pulitzera i Hearsta. W tygodniu poprzedzającym wybuch USS Maine nakład „The New York Journal” osiągnął rekordowe 5 mln egzemplarzy. Pojawiła się cała seria artykułów nawołujących do interwencji na Kubie. Opisywano rzekome okrucieństwo Hiszpanów. Odwoływano się do sumień polityków amerykańskich i misji dziejowej USA. Hiszpańskiego dowódcę na Kubie nazywano rzeźnikiem, a żołnierzy mordercami. Społeczeństwo zaczęło powtarzać hasła pojawiające się w prasie.

Redakcja „The New York Journal” wysłała korespondenta i fotografa na Kubę. Ich zadaniem było dostarczenie sensacyjnych materiałów. Charakter misji obrazuje wymiana telegramów między Hearstem a fotografem Frederickiem Remingtonem.

Tu (na Kubie) jest spokój. Nie ma żadnych problemów. Nie będzie wojny. Chciałbym powrócić. Remington.

Proszę pozostać. Pan dostarczy zdjęcia, a ja dostarczę wojnę. Hearst (D. McCullough, Brave Companions: Portraits in History).

Obecnie wielu historyków podważa prawdziwość tej relacji. Jednak należy zaznaczyć, że grafika przedstawiająca rozerwany kadłub USS Maine została dostarczona, a po dwóch miesiącach prezydent McKinley zmienił swoje stanowisko i wysłał wojska na Kubę. Okres między wybuchem regularnej wojny a katastrofą okrętu był wypełniony intensywną kampanią propagandową na rzecz rozprawienia się z Hiszpanami.

„The New York World” i „The New York Journal” już dwa dni po zatonięciu opublikowały artykuły stwierdzające udział Hiszpanów przy tym zdarzeniu. Obie gazety zamieściły na swoich łamach treść sfingowanej depeszy (rzekomo tajnej), która miała potwierdzać, że wybuch na statku nie był przypadkowy. Obie gazety używały nacechowanego emocjonalnie języka i nagłówków, które podżegały do rewanżu na Hiszpanii. W momencie, gdy dopiero decydowano o wszczęciu oficjalnego śledztwa, większość społeczeństwa miała już wyrobione zdanie na temat przyczyn katastrofy. Dziennikarze prezentowali zmyślone fakty i przytaczali fałszywe relacje. Dziennik Pulitzera koncentrował się na dramacie ofiar i emocjonalnie opisywał akcje ratunkową. Zaś w gazecie Hearsta ogłoszono konkurs na znalezienie przyczyny katastrofy i winnych. Oczywiście wnioski ze śledztwa były odmienne. Amerykanie uznali udział osób trzecich, zaś Hiszpanie winę załogi. Kiedy wojna wybuchła, Hearst zdecydowanie przejął inicjatywę na rynku prasy codziennej i na kilka miesięcy wyprzedził Pulitzera w „wojnie nakładowej”. Jego korespondenci byli obecni przy operacjach wojskowych USA. Jeszcze długo po zakończeniu konfliktu nie zmienił stylu swoich gazet. Jednak coraz bardziej odsuwał się na margines życia politycznego. W latach 30. zarzucano mu poparcie dla Hitlera, czemu nie zaprzeczał. Pulitzer powoli wycofywał się z praktyk „żółtego dziennikarstwa”, przeznaczył pieniądze na powstanie pierwszej szkoły dziennikarstwa  na uczelni wyższej i ustanowienia nagrody dla najwybitniejszych przedstawicieli mediów. Pod koniec życia żałował swojego udziału w obniżeniu poziomu prasy i stosowania nieetycznych praktyk.

William R. Hearst mówił o wojnie amerykańsko-hiszpańskiej „moja wojna” i choć jest to objaw megalomanii, to na pewno wpływ prasy bulwarowej na opinię publiczną był ogromny. Na przestrzeni kilku lat wykrystalizował się styl dziennikarstwa nazywanego "żółtym". Warto pamiętać, że ich rodowód sięga wojny pomiędzy dwoma magnatami prasowymi i imperiami światowymi – tym przemijającym i tym rosnącym w siłę.

Bibliografia:

Bajka Z., Historia mediów, Kraków, Wydawnictwo i Drukarnia Towarzystwa Słowaków w Polsce, Kraków 2008.

Briggs A., Burke P., Społeczna historia mediów – od Gutenberga do Internetu, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.

Hagen R., The Impact Media has During War „Spanish-American War of 1898”, https://web.stanford.edu/class/e297a/Impact%20Media%20has%20During%20War.htm (dostęp: 11.06.2016).

McCullough D., Brave Companions: Portraits in History, Simon and Schuster, 2007.

McQuail Denis, Teoria komunikowania masowego, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007.

Oficjalna strona Biura Historycznego (Biura Spraw Publicznych) Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych, www. history.state.gov/milestones/1866-1898/yellow-journalism (dostęp: 10.06.2016).

 

Grafika: en.wikipedia.org